Bodhgaya ponownie
22 lutego, środa. Do Bodhgai przyjechaliśmy po pierwszej w nocy.
Nasz rikszarz kręcił się nie mogąc znaleźć guesthousa, zajechał nawet pod samą Mahabodhi temple.
Niesamowitym doświadczeniem w tej nocnej podroży rikszą było dla mnie pierwsze w moim życiu spotkanie kogoś – prawdopodobnie Tybetańczyka – medytującego w następujący sposób:
noc głęboka, puste ulice, droga asfaltowa prowadząca wokół świątyni i – może mnich/mniszka lub świecka osoba – składająca pełny buddyjski pokłon przestrzeni umysłu;
następnie wstaje, robi jeden krok i robi kolejny pokłon… to jest tradycyjny tybetański sposób odbywania pielgrzymek do ichnich miejsc świętych.
Wesołe miasteczko i obozowiska festiwalowe, które stały tu na czas Kalachakra puja, kiedy obecny był Dalaj Lama – wszystko zostało zwinięte, Bodhgaya wyglądała więc trochę inaczej. W końcu znaleźliśmy nasz ulubiony Tara Guest House, zakwaterowaliśmy się w pokoju i – pewni wspaniałych rzeczy jakie nas jutro czekają, słonecznej pogody i powitań z bodhgajskimi przyjaciółmi – zalegliśmy szczęśliwie w czystej pościeli.
Rano Maja poleciała bladym świtem witać gospodarzy. Obudziła mnie około siódmej z krzykiem – mamo, Jarek przyjechał! – Jarek jest naszym starym fejsbookowym znajomym – pomijając słabo pamiętane spotkania w Polsce – który w znacznym stopniu sprawdził się jako informator i nasz przewodnik po Indii. To on rekomendował nam wspaniały Santiniketan i spotkania z bengalskimi baulami, od niego też mieliśmy niektóre indyjskie kontakty, w tym również Tara Guest House, gdzie obecnie jesteśmy, a także niektóre cenne informacje praktyczne dotyczące życia w kraju Wed…
» Tu można dowiedzieć się więcej na temat naszego Tara Guest House.
Jarek, czyli Dzarek, jak go tutaj nazywają jest ubóstwianym polskim wujkiem, chyba przez wszystkie dzieciaki w Bodhgai. Ludzie, a szczególnie dzieci bardzo cieszą się, widząc Europejczyków… i Jarek ma dla nich szczególnie dużo uwagi. Prócz wielu indyjskich przyjaciół ma on pod swoją opieką dwoje dzieci w wieku szkolnym, których edukacja sponsorowana jest z jego kieszeni.
Świątynia Mahabodhi oraz drzewo bodhi to geograficznie miejsce, w którym historyczny Budda Siakjamuni osiągnął oświecenie. Bodhgaya, pomimo że jest celem pielgrzymek i wycieczek bogatych turystów wciąż potrzebuje dalszych inwestycji. Praktykowana jest tutaj z powodzeniem adopcja finansowa dzieci. Od niedawna w stanie Bihar obowiązuje całkowita prohibicja, dzięki czemu – według relacji miejscowych – znacznie poprawiła się sytuacja tutejszych dzieciaków.
Wypiliśmy z Jarkiem indyjską herbatkę z imbirem i mlekiem na naszym całkowicie polskim śniadaniu… Dowiedziałam się więc, że właśnie, za rogiem, w ogromnej świątyni z budynkiem żółtego koloru stacjonuje Jego Świątobliwość XVII Karmapa – Gyalwang Karmapa Ogyen Trinley Dorje. Zrobiłam małe rozpoznanie wśród ludzi i dowiedziałam się, że wizytę trzeba zabukować.
Wyjęłam więc małą Ankę z piaskownicy, umyłam jej buzię i zabrałam ze sobą jako argument incontestable przy staraniach o termin audiencji. Monaster mieścił się za jeziorkiem koło naszego guesthousa, wyróżniał się tradycyjnym czubatym daszkiem tybetańskim żółtego koloru, kryjącym salę audiencyjną Jego Świątobliwości, tuż nad główną gompą klasztoru. Monaster był okazały i bardzo nam się spodobało w gompie, w okolicy, w miasteczku wokół templa i w biurze bukowania, gdzie Ankę nakarmiono czekoladą, w czasie gdy mama wypełniała formalności.
Należało mieć ze sobą paszporty, z których skopiowano pierwszą stronę i stronę z wizą oraz wypełnić króciutki formularz.
Młody mnich tybetański musiał upewnić się, że Nadia i Anka to nie jest to samo dziecko porównując ich paszporty: dwie małoletnie blondynki były dla niego nie do odróżnienia…
Termin na jutro! O trzeciej idziemy spotkać Jego Świątobliwość siedemnastego Karmapę.