Pracowałam w domu wariatów
Rozumiem, że głównym celem w naszym świecie jest uczynienie nieznośnego bytu możliwie najbardziej komfortowym wszelkimi możliwymi środkami.
Nie wierzę jednak, by interesy finansowe wielkich farmaceutycznych instytucji nie były kluczowym motywem w podejmowanych przez nie działaniach. Za pośrednictwem doktorskich autorytetów uzyskały one zaufanie rzeszy pacjentów, a tym samym uzyskują monopol na rzekome „wyleczenie” chorób. Nie należy tak szybko kwestionować szczerości intencji samych lekarzy, którzy prowadzą nas jako pacjentów – ci przecież składali przysięgę Hipokratesa, a więc w mniejszym lub większym stopniu starają się – w co wierzę – trzymać danego zobowiązania.
Choroba psychiczna
Przestudiowałam ładnie wydany krótki poradnik dla pacjentów ze schizofrenią. Jako autorytet popierający przedstawione aspekty zaprezentowano na całej stronie portret mężczyzny w lekarskim fartuszku, z dobroduszną twarzą, bez podania żadnego tytułu ani nazwiska.
Zgodnie z tą publikacją w powodzeniu leczenia niezbędna jest regularność w przyjmowaniu leków. To założenie zostało przyjęte dla uproszczenia ścieżki postępowania wobec chorego w procesie rzekomego leczenia, a mówiąc wprost przede wszystkim w celu uzależnienia tego pacjenta od specyfiku. Nie jestem psychiatrą, ale wiem z doświadczenia na czym polegają takie dolegliwości. Wątpliwości i wahania definiowane jako choroba psychiczna to przypadłość dużo większej liczby osób, niż podają dane oparte na diagnozach ludzi poddanych badaniom. Do ich wyleczenia potrzeba przede wszystkim dobrego lekarza, albo raczej nie lekarza, a Nauczyciela. Świadomej osoby, która pomoże pacjentowi przejść poprzez swoje wątpliwości i zbudować wokół siebie stabilny świat, w którym może on się bezpiecznie poruszać.
Gdzie takie osoby znaleźć? Oto wielki oddzielny temat.
Znakiem naszej epoki – tzw. ery kaliyuga – jest szaleństwo. Prawdziwe szaleństwo: nieświadomość i otępienie nie jednostek, a całych mas uznających za realny świat dookoła: uznających za prawdę surrealistyczne obrazy wizualizowane przez instytucje zwane mediami.
Pośród tych strzępków różnorakich informacji niektórzy funkcjonują we względnej stabilności i iluzji bezpieczeństwa za swego guru stawiając bądź autorytety naukowe, bądź instytucje religijne. Inni poszukują k o g o ś, kto pomoże dostrzec jaki świat jest na prawdę.
Takich właściwie nie ma w tym świecie, a… właściwie to może i są, ale środowisko, które nas wychowało, ten system nie potrafił dać nam umiejętności takiego słuchania drugiej istoty, bezpośredniego zaufania, byśmy mogli rzeczywiście na tym skorzystać.
Dlatego taką istotę znaleźć można tylko wewnątrz siebie samego. Cisza, którą można odnaleźć pomiędzy niebem a ziemią biegnąca cienką linią przez środek mojego ciała…
» Rozumienie siebie źródłem zdrowia
Oczywiście, nie każdy z ludzi gotów jest – mieszkając w naszym zakłamanym świecie – na podjęcie drogi na ścieżce otwartości i szczerości wobec siebie samego, co jest niezbędne, by zrozumieć swoją dolegliwość. Tym pozostaje świat relacji „pacjent – lekarz – farmaceutyczne środki” zbudowany na złudzeniu o możliwości rzeczywistego ogarnięcia tematu wyleczenia.
Prawdziwie rozumiejący nauczyciel potrafi pomóc mu wybudować „własne latarnie morskie na morzu szaleństwa” i farmaceutyka de facto nie jest potrzebna do powodzenia procesu odnalezienia siebie w swoim życiu.
Nie twierdzę, że wszyscy pacjenci gotowi są pójść taką ścieżką. W naszym świecie istnieją już procesy, których nie da się zatrzymać, spowodowane wieloma czynnikami, chociażby takimi jak wieloletnie podawanie kolejnym pokoleniom, w tym także ciężarnym kobietom wysoce szkodliwych substancji w kupowanych produktach, a także uparta społeczna indoktrynacja podkopująca związki wewnątrz rodzin. Takie czynniki powodują, że patologii ludzkiego ciała i umysłu jest w naszym świecie więcej, niż kiedyś. Ale sprowadzać w sz y s t k i ch wątpiących ludzi do poziomu niepoczytalnych chorych, którzy nie są zdolni do wyboru wizji świata, w którym żyją, którym zaleca się jako pierwsze i główne lekarstwo zażywanie neuroleptyków, by można było jedynie zaleczyć objawy to – można stwierdzić po dogłębnej analizie efektów takiego działania – przestępstwo.
» Emocje, psychologia i nauka – po naszemu
Powyższa sugestia to tak naprawdę opowieść o mnie samej. Nie byłam nigdy u „specjalistów”, by diagnozować cokolwiek, ale po latach borykania się ze swoją wiarą i niewiarą, obserwacji konstruowania planów w wariantach dwubiegunowych, zależnie od obranej w danej sekundzie opcji działania… eh, cały ten świat planowań, ciężki od podejmowanych co minutę decyzji z jednoczesną niemożnością ich podjęcia… Teraz czuję spokój, dlatego że jakiś czas temu wybrałam na zawsze najwyższą dla mnie wartość: Rodzina i za tym podążam. Od tamtego czasu fale skrajnych szalonych decyzji wzbierające się w wyniku strachu zanikły. Tak, ktoś mi pomógł. Cierpliwie – latami – czekał, aż stanę na nogi w tym oceanie emocji.
Kiedy do własnych dramatów, rozpaczliwych historii nabieramy trochę dystansu, to jest już światło w tunelu. Kiedy zaczynamy patrzeć na swoje historie jak na cudze życie, to jest znak wyzdrowienia. A to dlatego, że przyczyną dolegliwości psychicznych, a także przyczyną problemów życiowych wszystkich ludzi jest przywiązanie do własnych nawyków i naszego własnego wizerunku MNIE SAMEGO.
W wielu rdzennych tradycjach istnieją wspaniałe ścieżki będące sposobem na uświadomienie sobie swoich uzależnień i powiązań w tym marnym świecie kaliyugi oraz ogarnięcie całej tej kosmologii. To są jednak ścieżki dla wybranych, dlatego że żyjąc w tym świecie większość z nas zapada na chorobę materializmu i za główną wartość przyjmuje pielęgnację fizycznej stabilności opartej na otoczeniu się materialnymi dobrami oraz dbanie o swój osobisty pijar.
Za jeden z objawów niepoczytalności uważa się powszechnie gotowość do porzucenia warunków życia zapewniających nam stabilność materialną. Ci, którzy czytając na facebooku podobne słowa rzucają się z lajkowaniem, także raczej nie pójdą żadną z takich ścieżek, ponieważ nawet gdy są chęci, istnieje jeszcze udzielająca się z ogromną siłą świadomość zbiorowa, która w tym kontekście wciąż odsuwa podobne idee na potem, na wieczne nigdy.
» Czasy obecne: przemijanie odwiecznych wartości
Konkluzją podsumowując te wszystkie historie jest wniosek, który wyciągnęłam u zarania idei tego artykułu.
Dom wariatów to tak naprawdę cały zewnętrzny świat ludzi z ich niedomówieniami, oczekiwaniami, gierkami i kompleks wzajemnych interakcji tych wszystkich zjawisk. Usankcjonowanych społecznie, ponieważ stanowią one normę zachowań. A szpital psychiatryczny to taka „piaskownica” dla wszystkich tych zabaw, w której zawsze jeszcze przyjdzie ktoś, kto wszystko złagodzi i ładnie zdefiniuje, zamiast ustanowić daleko idące konsekwencje – w sytuacji gdy na przykład niespodziewanie dasz komuś łopatką po głowie.
Skala depresji wg Becka jest skonstruowana tak, że sugeruje pacjentowi możliwość zachowań na całej dostępnej skali, od pogody ducha aż do zdecydowanej decyzji o samobójstwie, w zakresie kilku różnych zachowań. Odpowiada on więc przykładowo na pytanie o stopień pogrążenia w smutku. Dostępne są odpowiedzi abcd, ale przecież… każdy test powinien zawierać poprawne odpowiedzi abcd, a więc człowiek, który zna siebie „na pół łebka” – czyli większość ludzi – nie będzie pewny swoich odpowiedzi i raczej pójdzie za sugestią, a więc będzie kluczył pomiędzy wariantami abcd. Mam na myśli nie wątpliwą diagnostyczność tego testu, ale jego wymierną szkodliwość w połączeniu z faktem, że po przeczytaniu tych bzdur pacjent staje się „pacjentem”, a więc pozostaje na oddziale pośród innych, którzy już ulegli sugestii nadrzędności farmaguru.
Wspominam opowieść pewnego genialnego dziennikarza włoskiego – z zeszłego już właściwie wieku, z lat 90′, czyli epoki , kiedy jeszcze dziennikarze pisali to, co rzeczywiście widzą – o tym jak parał się z własną depresją podróżując, oglądając światowe konflikty i warunki życia ludzi, a pracując jednocześnie za dobre pieniądze dla prasy zachodniego świata. Szukał on wtedy rozwiązań na swoją dolegliwość. U psychiatry w swoim miejscu pracy zaopatrzył się w fiolki prozacu, który woził ze sobą po świecie na tak zwaną ostateczność. Odwiedzał też szamanów rdzennych kultur w krajach gdzie bywał. Wizyty te, a także wiele innych wydarzeń zawiodło go ostatecznie ku szczęśliwej śmierci, z przekonaniem, że wypełnił w życiu wszystko, co chciał. Wydał kilka książek, które – jako jedne z niewielu z całej światowej literatury – uważam za godne przeczytania. Terzani.
Prozac ostatecznie dał w całości swojemu cierpiącemu w obliczu rychłej śmierci psu, który towarzyszył mu przez lata życia w Chinach i Azji Południowo-Wschodniej. Oto wspaniałe zastosowanie produktu, którego wynalezienie było potrzebne naszemu światu tylko ze względu na to, że decydujemy się funkcjonować w tym smutnym materialnym świecie bez dogłębnego zrozumienia „duszy”, w którym dla odbicia potrzebujemy takich rzeczy jak alkohol, szalone imprezy oraz… farmaceutyka.
» Ile pamiętasz z dzieciństwa?
Myślę, że tej depresji nikt by nie sklasyfikował jako ważnej jednostki chorobowej, gdyby nie rokowała ona szans na wniesienie przychodów instytucjom farmaceutycznym.
Wolny wybór
„Musi pani zobaczyć, jak tu jest, żeby zdecydować, czy chce z nami pracować. Bo pacjenci są różni…” Tak, ludzie są różni. Niezależnie od tego, czy są pacjentami, czy tkwią w swym indywidualnym kieracie bez psychiatrycznej diagnozy, poza murami szpitala.
Właśnie tu, w tym szpitalu, na oddziale o najcięższym rygorze, gdzie pacjentom nie wolno było posiadać w pokoju papierosów, a niektórzy leżeli w łóżkach przypięci pasami znalazłam niewiadomego mi pochodzenia cytat zapisany odręcznie w notatkach jednej z pacjentek:
„Tu, na Zachodzie jesteśmy tak mocno przywiązani do iluzji wolnej woli, że chronimy ją konstytucjami i deklaracjami praw człowieka.”
Przez jakiś czas mieszkałam „na półkuli wschodniej” w kraju, o którym w zachodnich mediach kreuje się zazwyczaj – jak to bywa w kwestii dalekich krajów i wobec zapotrzebowania na szokujące niusy – bardzo ogólny wizerunek. Do jego głównych rysów należy powszechna bieda, tania siła robocza, zacofanie. Tymczasem w tym kraju coraz więcej jest ekspertów w stricte naukowych dziedzinach, wielu fachowców w konkretnych branżach pochodzi właśnie stamtąd… Także i tam miały swe źródło antyczne nauki, powstałe jeszcze przed epoką cywilizacji perskiej i chińskiej. Tak, to Indie.
Teraz jednak, wobec wspomnianych wyżej medialnych pogłosek pojawia się coraz więcej ruchów feministycznych i rzekomego wyzwolenia praw człowieka, w których niejednokrotnie prym wiedzie młodzież walcząca o coś tam, której zabrakło czasu i cierpliwości, by dogłębnie zbadać temat. Nie twierdzę, że zawsze tak, jest to nieco przerysowany obraz, ale jest faktem, że porywcze młode charaktery oraz w ogóle masy tłumu ludzkiego cechują się często brakiem cierpliwości i tym samym bywają źródłem zamieszania, co media kreujące powierzchowne opinie chętnie wykorzystują.
Ruchy te oczywiście łudzą się posiadaniem wpływu na poprawę ludzkiego bytu. Nieczęsto jednak ktoś poważnie zastanawia się nad dalekosiężnymi skutkami swoich działań. Wspominam przemyślenia pewnego podróżnika o sprowadzeniu lekarstw na chorobę oczu, na jaką zapadało większość dzieci w Tybecie w pewnym okresie jeszcze sprzed czasów inwazji chińskiej. Chorobę wyleczono, ale wraz z pomocą medyczną przyszły wspaniałe pomysły o tym, jak można by „ulepszyć” życie mieszkających tam ludzi, którzy w efekcie tego zaczęli interesować się telewizją. Wraz z nią popłynęła informacja z konsumenckiego świata, przyszły pragnienia posiadania produktów określonych marek. Życie tych ludzi zaczęło przyspieszać i zamiast kultywować uczestniczenie w rodzinnym życiu zaczęli oni robić to co my na Zachodzie – angażować swoja uwagę w płynącą z migających ekranów truciznę.
» Rautes: ostatni nomadowie Nepalu
W taki sposób zatraca się coraz bardziej rdzenny klimat azjatyckich krajów, z których każdy ma – a właściwie już miał – swoje indywidualne tradycje. Pięćset lat temu napłynęła – pod pretekstem misji niesienia jedynego boga – kultura europejska, a wraz z nią idea siły. W kraju gospodarzy – Kerala, południe Półwyspu Indyjskiego – wymiana handlowa działała w tamtym czasie z powodzeniem dzięki pokojowemu podejściu zakładającemu między innymi całkowitą indywidualność wyznań, absolutny brak misjonarstwa. W naturze tych ludzi nie leżało stosowanie siły, w zestawieniu z przybyszami z Zachodu byli oni wysoce kulturalnymi osobami. Władca Kalikatu, gdzie przypłynął Vasco da Gama zakazał swym poddanym, a także muzułmańskim kupcom manifestowania się ze swymi poglądami wychodząc z założenia, że duchowość jest w sposób oczywisty intymną sprawą każdej rodziny lub jednostki.
» Epopeja goańska w skrócie, czyli spotkanie Wschodu z Zachodem
Współcześnie mamy spisane prawa i instytucje, które deklarują ich strzeżenie i w imię tych praw czujemy się uprzywilejowani ulepszać życie ludzi w krajach „zacofanych”. Zatrudnia się więc ich mieszkańców w fabrykach, gdzie spędzają oni czas oddzieleni od swych dzieci, zapominając przy tym o swych umiejętnościach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Mamy też prawo – bo sobie je nadaliśmy – wprowadzania sprawiedliwości tam, gdzie ludzie walczą o to, by zachować swa integralność, a najpopularniejszą metodą jej zaprowadzenia są naloty dywanowe i pacyfikacja nieposłusznych plemion. Tak działają nasze prawa ustanowione przez mentalność zapatrzoną w swe własne osiągnięcia, niezdolną dostrzec i zrozumieć uniwersalne nauki starożytnych kultur.
Nie udało mi się niestety spotkać pacjentki tego oddziału, a być może była jedną z niewielu osób na obszarze przynajmniej… województwa – zdających sobie sprawę z tej iluzji „wolnej woli”, jakiej ulegamy dzięki stworzonemu mitowi demokratycznego i sprawiedliwego społeczeństwa. Teraz – w roku 2020 – w dobie zapadających decyzji o przymusowych szczepieniach wobec rzekomej epidemii i wobec wizji Nowego Porządku Świata coraz więcej osób zaczyna odkrywać, że wolna wola jest mitem. Ale przecież na czym ona polegała wcześniej, powiedzmy w zeszłym roku? Na możności wyboru między toyotą a fiatem? Na prawach wyborczych? Ten temat już jest szeroko omawiany, zostawiam go więc innym…
Tradycyjnie ludzie na Wschodzie przyjmują to, co niesie im ich los. Wierzą w karmę, wierzą w niezakłócone działanie programu zainstalowanego poprzez proces wychowania, a nawet wcześniejsze wydarzenia. I mniejsza o punkt widzenia na to, czy jest ona nieuchronna, czy tez można ją zmienić, gdyż zależy to od kilku czynników: urodzenia, czyli kasty, zdeklarowanej przez rodzinę grupy wyznaniowej, a przede wszystkim od indywidualnych z d o l n o ś c i. Tak samo od nich zależy wspomniana wyżej możliwość wyjścia poza swoją chorobę psychiczną, swoje tendencje, a nawet fizykalne skłonności do określonych schorzeń ciała. Ciało i umysł – chociaż nauka zachodnia oddzieliła je od siebie – to wciąż jednak jeden organizm. Pracując ze swoją karmą można wpłynąć na tendencje tego organizmu – także w zakresie tendencji określonych w TYM świecie jako psychologiczne”.
Możliwość zmiany karmy, a więc przerwania łańcucha cierpień nie leży jednak w podejmowaniu działań sprzeciwiających się niesprawiedliwości. Zgodnie z mądrą taktyką ludzi Wschodu wobec wiedzy o karmie, po pierwsze – trzeba ja przyjąć, po drugie – zaakceptować (co dla zachodniego charakteru walczącego z otoczeniem oznacza czasami niedopuszczalne, haniebne poddanie się i „znalezienie się na dnie”), i po trzecie – przyjąć właściwą postawę, która nie pogłębia – „ni myślą, słowem, uczynkiem i zaniedbaniem” tej niekorzystnej sytuacji bardziej.
Istotą życia ludzi w tamtej części świata jest praktyczność, poddanie się nurtowi rzeki, którym płyną i zachowanie w swojej sytuacji stabilną, pozytywną postawę. Taki styl spotkałam w rolniczej rodzinie w górach Nepalu – rdzenni ludzie nie mają potrzeby czegokolwiek udawać, jeśli nie poznali jeszcze szału pieniądza płynącego z turystyki.
Tam gdzie rdzenna kultura wciąż jeszcze istnieje – pomimo aktywnej indoktrynacji jej spadkobierców za pomocą telewizji oraz stosowania politycznego przymusu w przypadku bardziej upartych społeczeństw „prymitywnych” – ludzie być może słusznie starają się ją jednak zachować. Niesie ze sobą wartości, które obowiązywały od zarania dziejów: związek z rodziną, współpraca z siłami natury, przytomna praktyczność, praca niosąca jakiś sens dla najbliższych.
Dzisiaj co głównie zaprząta nasze umysły? Idea wielkiego biznesu, zdobycia przez dzieci wykształcenia, które im da możliwość skutecznego mydlenia oczu innym. Albo statusu doktora, którego wiedza obejmuje zdefiniowane przez naukę coraz to nowe jednostki chorobowe, będące de facto wynalazkiem mającym stworzyć zapotrzebowanie na określone produkty farmaceutyczne… statusu prawnika, którego wiedza obejmuje tomy kodeksów prawa ustalonego przez innych na przestrzeni ostatnich dekad. Ogólnie rzecz biorąc – mamy tu różne sposoby na przetrwanie w tym dziwnym świecie, gdzie najwyższą wartością nie jest wcale bycie prawdziwym sobą pozostającym w kontakcie z innymi prawdziwymi, a zabezpieczenie się przed zagrożeniami ze strony społeczeństwa, jakie sobie wykreowaliśmy.
» Oparta na oszustwie konstrukcja społeczna
Dlaczego uważamy, że życie w tym świecie mogłoby być atrakcyjne dla członków rdzennych kast Nepalu czy Tybetu, którzy wciąż starają się pozostać we własnej kulturze? Dlatego, że naszą myślą kieruje w pierwszej kolejności egocentryczna duma powiązana z faktem bycia elementem kultury tryumfującej w swojej potędze i bogactwie, bez jakiegokolwiek zrozumienia czy ciekawości w stosunku do reszty świata.
Tak na prawdę nikogo nie interesują warunki życia głodujących dzieci w Afryce czy znikające z dnia na dzień lasy deszczowe. Jeśli pomyśleć – to owszem, jest to piękna idea, by zatroszczyć się o życie ubogich słodkich czarnych dzieci i jeśli się głębiej zastanowić, to na prawdę mamy poważne problemy jako planeta i powinniśmy już jednak zacząć myśleć o tym jak uchronić pozostałą jeszcze przy życiu zieleń i inne zasoby naturalne, ale… jesteśmy ludźmi i kierują nami emocje, także tymi co siedzą na górze i decydują za nas, a więc najważniejszą w tym demokratycznym społeczeństwie jest wciąż ekspansja naszego ukochanego najwspanialszego dorobku zachodniej cywilizacji.
» Czy kultura Zachodu zasługuje na patriotyzm…
Z tej to przyczyny niektóre organizacje – określane publicznie jako „terrorystyczne” – decydują się na zastosowanie siły, nie mogąc dogadać się ludzkim językiem z władzami krajów, które roszczą sobie prawo do zaprowadzania porządku w innych częściach planety. Taka była w przybliżeniu historia wojny w Wietnamie, konfliktu w Kambodży, niszczenia kultury tybetańskiej i długiego procesu „dzielenia afrykańskiego tortu”, jeśli wspomnieć tylko najbardziej znane wydarzenia współczesnej historii.
Taka jest też geneza konfliktu zwanego ogólnie islamskim. Naukowe próby zrozumienia naszym tępym zachodnim umysłem wersetów Koranu nie niosą naszym mądralom wiele rozpoznania w podejmowanej kwestii. Inna sprawa, jeśli zechcieć zrozumieć „ducha” tego jak żyją muzułmanie, czyli spróbować postawić się w ich świecie i zrozumieć jak ludzie ludzi – może wtedy udałoby się z drugiej strony coś pojąć.
» Tajemny – znaczenie prawdziwego przekazu
Z tym podejściem, które mają mieszkający na Wschodzie – jeśli oczywiście uogólnić do świadomości społecznej i skrócić do jednostek nie realizujących modelu zachodniego pędu za pieniądzem – „ludzie bardziej świadomi zjawisk wokół siebie lepiej, niż my rozumieją czym jest Wola” – cytując wielkiego Gandhi, który zawsze się utożsamiał z maleńkimi żuczkami dalekimi od idei zarządzania innymi ludźmi. I będąc świadomymi następstw przyczyny i skutku nie starają się zamydlić oczu sobie, bądź swym podopiecznym iluzją możliwości decydowania o sobie wbrew przeciwieństwom losu.
Trzeba i należy podejmować słuszne decyzje. Ale są one sensowne tylko wtedy, gdy rozumiemy otaczający nas świat zjawisk w tym i sytuacje, w których sami się znajdujemy. Na oddziale zamkniętym domu wariatów nie ma lepszego punktu widzenia jak zrozumieć absurdalność „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka”. Artykuł 5 pkt pierwszy podpunkt e tejże deklaracji zawiera wyjątek mówiący o ograniczeniu prawa wolności w stosunku do osoby umysłowo chorej.
Postawmy się teraz w sytuacji, że oto osobiście znaleźliśmy się tam na oddziale zamkniętym, z diagnozą osoby niepoczytalnej, którą sami podpisaliśmy deklarując, że nie mamy sami do siebie zaufania i powierzamy swoje życie i zdrowie zewnętrznym osobom i instytucji zwanej szpitalem. Tym samym – od momentu zamknięcia na oddziale i zajęcia łóżka w pokoju nr ileś tam – nie dotyczy nas już status „człowieka” w sensie określonym w omawianej Powszechnej Deklaracji. A więc, jeżeli zapięci jesteśmy pasami z powodu naszej niepoczytalności w zachowaniu, lub mamy roszczenia odnośnie zbyt rzadkich wyjść na papierosa, które nie są honorowane, to najkorzystniej jest uświadomić sobie wtedy, że prawa człowieka nas nie dotyczą. To może być trudny moment dla wielu wychowanych w micie antropocentryzmu i wymaga albo bycia zwyczajnym ludzkim zwierzęciem reagującym grzecznie bez sprzeciwu na zastosowanie siły, albo inteligentną osobą pokroju Mahatmy Gandhi gotową do szybkiego przewartościowania swojego świata wobec zjawisk, na które nie mamy wpływu.
Ale proszę też uświadomić sobie w tym momencie, że żadne prawo, ani polisa ubezpieczeniowa, ani klauzula nie chroni nas tak na prawdę przed tym, że oto my sami nagle – niespodziewanie – w ciągu miesiąca okazujemy się niepoczytalni i lądujemy w szpitalu dla umysłowo chorych. Nie? Jesteśmy najzupełniej zdrowi i poczytalni? W jakim sensie – tym naukowo-samo-zadowolonym, czy rzeczywistego zdrowia psychicznego? Świat ostatnio zmienia się coraz szybciej, deklaracje praw człowieka pomalutku okazują się nieaktualne i niewspółmierne do zaistniałych sytuacji…
Moją opowieścią rekomenduję jedynie odrobinę pokory wobec tych, którzy się tam znaleźli. Nie z powodu fałszywie rozumianego „współczucia”, ale dlatego, że może być korzystnym dla Nas Wszystkich zrozumienie jakim mitem jest nasza antropocentryczna duma, która te Deklaracje wykreowała.
» Koniec krótkiej epoki europocentrycznej
Istniejące w naszym świecie kodeksy są wysoce tymczasowe, tak jak tymczasowa i sztuczna jest nasza pseudonaukowa kultura.
Z takiego punktu widzenia, a także jeśli rozumieć motywy działania niektórych „terrorystów” jasnym się staje dlaczego ONZetowskie operacje pokojowe nie odnoszą sukcesu, i dlaczego w plemieniu ludzkim istnieją wciąż grupy „złych ludzi”, którzy sprzeciwiają się zaprowadzeniu „ogólnoświatowego pokoju”. To społeczność ludzi, którzy nie zgadzają się na życie w materialnym świecie uznającym PKB za najważniejszą wytyczną sukcesu kraju. Globalna współpraca wiąże się z przyjęciem materialnych wartości jako główne i postawieniem na rozwój miast i technologii, podczas gdy jeszcze nie tak dawno ci ludzie mogli po prostu uprawiać swój ryż wracając wieczorem do swych dzieci.
No i który z tych światów jest domem wariatów?
Kiedy już mogę założyć, że udało mi się przekazać myśl, jak bardzo jesteśmy w naszym atropocentrycznym świecie daleko od idei prawdziwości, powrócę do konkluzji ukazującej absurdalność rzekomych kodeksów praw człowieka oraz dlaczego tak ucieszyło mnie, że jakaś chociażby pojedyncza osoba żyjąca także w tym kraju rozumie iluzję tzw. wolnego wyboru.
Osoby zamknięte w zakładzie psychiatrycznym na oddziale o ciężkim rygorze są w ramach terapii odzierane z tej iluzji wolnej woli. W taki sposób zorganizowany klinicznie może nastąpić swego rodzaju reset. W naukach szamanów rdzennych kultur zdrowie psychiczne podtrzymuje się poprzez stałe zapewnienie skrajnych doświadczeń wymagającym tego jednostkom. Ten reset może stanowić – i to zależy od naszej decyzji – punkt wyjścia do nowego życia, opartego na zdrowym rozsądku. Na oddziale zamkniętym pacjent nie ulega wpływowi słów rodziny i znajomych z zewnętrznego świata. Mając ograniczone prawa musi on zrozumieć warunki, w których się znalazł i po – czasami nawet kilkudniowym – okresie sprzeciwu, a także po ewentualnie koniecznej pacyfikacji antropocentrycznych zapędów tegoż pacjenta przyjmuje on w końcu nowy punkt widzenia, w którym redukuje swoje potrzeby do minimalnej i dzięki temu zauważa, że wciąż żyje, że ma dzieci, że ktoś go kocha, a wyszedłszy „na wolność” ma w perspektywie jakieś możliwości „ustawienia się”.
I nawet jeżeli siedzimy zamknięci i nie mamy na ten moment nic, ani nikogo, to mamy wciąż siebie i swój wewnętrzny świat. A to, jaki on jest zapełnimy – czy dobrymi życzeniami, świadomie wybieranymi obrazami, może snami o lataniu, może wizją pięknego domu w leśnej ciszy – w odróżnieniu od negatywów, jakie proponują nam obecnie media – zależy wyłącznie od nas. I na tym polega Wola, oraz osławiony tak na Zachodzie wolny wybór.
Wizerunek… rzecz właściwie NAJWAŻNIEJSZA w naszym świecie. Nie to czy jesteśmy szczęśliwi, albo czy jesteśmy zdrowi, tylko to, jak jesteśmy postrzegani przez innych. Za sprawą idei tego, jaki wielki jest CZŁOWIEK oraz jakim powinien on być…
Wspominając moje własne dylematy związane z wyborem modelu życia, w jakim chcę żyć, które to jakiś czas temu kładły mi na sercu i duszy tyle ciężaru… Podsumuję teraz na zakończenie mojego psycho-socjologicznego wywodu, że model życia, który ostatecznie wybrałam jako zdrowy paradoksalnie nie jest tym wybieranym w europejskiej społeczności jako uniwersalny… Jeżeli bym wybrała tamten – powszechnie uznawany za zdrowy – oferujący socjalną pomoc w wychowaniu dzieci, bez głębszego rozumienia tego procesu, wychowaniu opartym na wyrywkowych hipotezach tych czy innych psychologów i sugerujący załatwianie spraw przy pomocy ego różnicującego osoby w rodzinie na TY kontra JA – zafundowałabym moim dzieciom życie bez regularnych wysiłków w kierunku samoedukacji i bez psychologicznej stabilności.
Tym porównaniem pragnę podkreślić umowność tych koncepcji, zgodnie z którymi określamy co jest właściwym zachowaniem, a co kwalifikuje się do medycznej korekty i że koncepcje te często bywają błędne i krzywdzące dla całych rodzin.
Ale dosyć obwiniania społecznego modelu i bogu ducha winnych jego kreatorów… Ustawieni w systemowym kieracie muszą w jakiś sposób ogarniać nie do końca rozumiane procesy. I my także musimy sobie radzić tak jak potrafimy. W tym świecie musimy umieć wykreować sobie swój własny świat, w którym ch c e m y żyć.
Jak odzyskać równowagę – post na sokach, dzień 45