Dla szczęśliwych posiadaczy zwierząt i małych dzieci
A dlaczego nie starszych dzieci?
Starsze w tym temacie są dość szybko uważane za dorosłe, od momentu gdy potrafią wypowiedzieć się na temat swoich preferencji. Otóż rzecz w tym, że producenci żywności przeznaczonej dla powyżej wzmiankowanych organizmów robią nas – mówiąc wprost – w bambuko.
Starsze dzieci powiedzą, że coś im nie pasuje. Dopóki są dziećmi mogą być całkiem nieźle wyczulone na badziewie zawarte w produktach. Młodsze dzieci a także inni nasi niemi pupile, jak pieski i kotki są „specjalnego rodzaju klientem” dla producentów żywności chemicznej. Można stworzyć niesamowity wizerunek przysmaków, jakie kupujemy dla naszych milusińskich… tylko dlaczego one wymagają takiej reklamy?
No i na czym polega ten dziwny paradoks, że od stuleci psy, koty i małe dzieci jadły to co było dostępne, co okazywało się zbawienne i najlepsze… a obecnie ich opiekunowie z wiarą w prawdziwość mitu o zbawiennym działaniu zapakowanych w plastik produktów kupują tonami karmy mokre, suche, preparaty żywienia początkowego i specjalnego oraz specjalne obiady w słoikach. Czy aby na pewno chodzi tutaj o wygodę?
Nie zbieram się tworzyć kolejnej teorii spiskowej, że niby chemiczne produkty zawierają uzależniające środki, czy coś w ten deseń… zawierają, ale nie o to tu chodzi.
Chodzi o to, że zrobiono nas w balona. Zakładam, że kluczowym punktem, który decyduje o tym czym karmimy naszych podopiecznych są nasze chęci by dzieciątko/zwierzątko było zdrowe i szczęśliwe. Zakładam, że nie idziemy na łatwiznę, ale rzeczywiście mamy cel zdrowego chowania naszych milusińskich.
» Czasy obecne: przemijanie odwiecznych wartości
Wobec tego powiedzmy sobie wprost: karmy dla dzieci i zwierząt nie bez powodu leżą w marketach na jednym dziale z chemią. Dowolny super, hiper i dyskont mają dział chemii z wydzielonymi zawsze w tym miejscu półkami na żarcie dla psów, kotów i dzieci. Tam mamy m.in. mleka w proszku których oferta ostatnio powiększa się o kilka kolejnych sprytnych marek. Nie łudźmy się, że – tak jak obiecują nam w reklamowym spocie – producent troszczy się o dobro niemego konsumenta. On troszczy się wyłącznie o opinię jego opiekuna.
Przez wiele lat myślałam, że godną zaufania marką jest J&J, kojarzył się z tą delikatnością dla dzieci, a więc wydawało się że ich kosmetyki są wiarygodnej jakości. Teraz – w trakcie zbawiennej pandemii, która otwiera niektórym z nas oczy – na działalność pewnych koncernów – można usłyszeć więcej o działalności wspomnianej powyżej korporacji.
Tak więc warto uświadomić sobie jednak, że producenci są zainteresowani głównie zyskiem, nie zaś dobrem konsumenta. Odpowiedni wizerunek produktu oraz marki, dodatki smakowe i uzależniające i wszystko się sprzeda.
Znajoma mawiała: „Mój kot jada tylko karmę z Rossmana..” Inna znajoma odwiedziła mnie kiedyś ze swoim maluchem – organizowałyśmy randez-vous naszym roczniakom – i ten wrąbał na miejscu porcje tartego świeżo jabłka, a wcześniej żadne z boskich dań marki Bobovita i Gerber nie znalazło jego uznania. „Ach więc chodzi tu po prostu o świeże żarcie!”
Tak właśnie! Małe dzieci nie znoszą chemii ze słoików i foliowanych przysmaków. Moja najmłodsza odmówiła konsumpcji kaszki Bobovita w wieku czterech miesięcy. Wolała serek homo… tez był z pudełka, ale może fakt, że nie wymagał konserwacji na miesiące przeważył o naturalności jego smaku?
Koty znajomych – również na karmie z torebek foliowych – dokarmiane były przeze mnie systematycznie kawałkami mięsa lub rybki. Zaczynały wtedy szaleć i tarzać się, jak to mówili właściciele dopadała ich fantazja ułańska….
Tak więc spróbujmy odrobocić naszych podopiecznych, nie urodzili się oni przecież po to, by zasilać konta koncernów, ale raczej odwrotnie: to my, przy ewentualnym wsparciu producentów mamy przecież wspierać ich organizmy. Mamusie – czy na prawdę wierzycie w moc syntetycznych „mleczek”?