Pięciodniowy Festiwal Nadieńki

Pięciodniowy Festiwal Nadieńki

W tym artykule wspominam o kilku atrakcjach, jakie nas zainteresowały tu, gdzie jesteśmy – w Kaliningradzie i okolicy, a więc do lektury zapraszam inne rodziny z dziećmi, które zamierzają być w obłasti.

Kocie Murarium w Zielonogradsku

Pierwszego dnia naszego „Nadinkowego Festiwalu” – czyli w środę – pojechaliśmy do Zielonogradska, gdzie dziewczyny wyszły na parkiet do bowlingu, okraszając turniej obowiązkową pizzą. Tradycyjnie u nas mistrzem bowlingu była Nadia.

Na bowling trafiliśmy kierując się do starej wieży ciśnieniowej miasta Krantz (tak po niemiecku nazywał się Zielonogradsk za czasów Immanuella Kanta), która aktualnie mieści Muzeum Kotów.

Muzeum Kotów Murarium stanowi jeden kompleks z Hotelowo-Rozrywkowym Centrum Paradox, gdzie znajduje się jeszcze jedno muzeum, do którego już tego dnia nie zdążyliśmy – Muzeum Czaszek i Szkieletów oraz ów wzmiankowany już tor bowlingowy.

» Parę notatek z #Murarium

Poniżej więc mapa centrum Zielonogradska z zaznaczonymi niektórymi atrakcjami. Nie ma tam jednak wszystkich muzeów tego niewielkiego miasteczka: Muzeum figur woskowych oraz Muzeum Historii Kaliningradu i Obłasti nie zmieściły się już na tej mapce.

Murarium to kręte schody w tej wieży otoczone przeróżnymi plastycznymi koncepcjami kota oraz wszystkim, co w jakiś sposób kota obrazuje. Pośrodku winda. Na górnym piętrze Muzeum jest platforma widokowa i mała kawiarenka. Obowiązkowy punkt dla wielbicieli kotów.

Co Zielonogradsk ma z tymi kotami?

Ano, jest legenda, że za czasów dżumy koty uratowały miasto dzięki swojemu zamiłowaniu do łowienia myszy. Pchły pasożytujące na myszach i przenoszące dżumę były zgodnie z wiedzą o średniowiecznych epokach źródłem epidemii, tak więc koty okazały się ostatecznym lekarstwem na roznoszące się paskudztwo. Ta legenda tak samo dotyczy Kaliningradu – również i tam koty mają swoje specjalne miejsce, choć nie w tym aż stopniu, co w Zielonogradsku, by malować je na ścianach i budować im pomniki. Nikt w całej jednak obłasti nie przegoni kota i zawsze jest ktoś kto nakarmi włóczące się miaukasy.

A co ma nasza Nadia z kotami?? Ano, coś ma, tego nie wiadomo…

Oferta interesujących muzeów jest w Zielonogradsku ogromna. Nas zainteresowała jeszcze niejaka Filo-sowia, ale na ten dzień odpadła już, ponieważ tam najlepiej przychodzić w porze karmienia sów, lub na zapowiedź jakichś wydarzeń, których jest tam wiele – najczęściej edukacyjnych lub opartych na historii Harry Pottera.

Po kilkakrotnym wejściu na piechotę na szczyt baszty Murarium pobiegliśmy już głodni do upatrzonej uprzednio restauracji-pizzerii Papasha Beppe.

Menu u Papashy

Papasha oferuje przeogromny wybór pizzy, ale tym razem skosztowaliśmy tam kilka innych kulinarnych atrakcji, również godnych uwagi. Znalezienie wolnego miejsca w restauracji koło plaży około godziny 20 jest niemal niemożliwe, ale nam się to udało. Zapowiedziano nam jednak czterdziestominutowe czekanie na zamówienie.

Zamówienie jednak przyszło szybciej.

Na przekąskę Papasha podaje pieczone u siebie ciepłe bułeczki, które rekomenduje się jeść z aromatyczną oliwką. Jak przystało na każdą nadmorską restaurację, także i tu oferują spory wybór dań z ryb. Wzięliśmy regionalny specjał – pelamidę ze stroganiny, czyli mrożoną czerwoną rybkę z sosem oraz kilka innych smacznych dań.

„Na odświeżenie” – jak piszą w swoim menu – po konsumpcji Papasha proponuje lamkę orangino, czyli klasyczny shot wódki i soku pomarańczowego o mocy nie większej jak piwo, za to kompletnie free.

U Papashy siedzieliśmy do zamknięcia lokalu, a potem urządziliśmy sobie plażowe szaleństwo. Nikt się oczywiście nie rozbierał, by wejść do wody, bo to już wrzesień jednak, ale Maja po dłuższym namyśle zdjęła buty i poszła moczyć nogi w morzu. Przybiegła z rozpaczliwym krzykiem do nas z powrotem, gdyż woda okazała się być bliżej, niż to przewidywała nasza dotychczasowa znajomość plaży, ponieważ był przypływ przy pełni księżyca.

Nasze szaleństwo na plaży trwało jeszcze około godzinkę: podziwialiśmy księżyc w pełni oraz użytkowaliśmy wielką huśtawkę-ławkę i marmurowy parkiet taneczny, który się tam znajduje. Około północy skierowaliśmy się do Spara na drugim końcu miasteczka, gdzie czekało na nas nasze autko, by wrócić do domu.

Kolejny dzień imprezy wypadł w dniu właściwych urodzin, tak więc rano Nadia rozpakowała swój pakiet niespodzianek, a potem pojechaliśmy do kaliningradzkiego parku rozrywki „Yunost”, gdzie zaliczyliśmy kilka atrakcji, z których oczywiście najbardziej ekscytujące były dla nas gokarty.

„Yunost” Park

Na gokarty dziewczyny weszły pierwszy raz. Katia i Nadia wcześniej jeździły już na quadach w Adventure Park w Gdyni, ale Ania była za kierownicą absolutnie po raz pierwszy. Poniżej więc niepowtarzalny zapis czterech młodych rajderów w akcji.

Prócz tego dziewczyny strzelały w różnych miejscach do różnych przedmiotów. Weszły na kręcące się kubki, co było śmieszne dla wszystkich prócz Mai, której pokarmowy układ poczuł się już zbyt dorosły na taką szybka zmianę wysokości i kierunku ruchu. Za to Maja z Katią weszły ponownie za huśtawkę zwaną Buster – doświadczenie tylko dla prawdziwych adventure guys…
Wszystkim się spodobał ogromny piracki statek – prócz Ani, która wcześniej już tam była i więcej nie chciała. Ania z Nadią weszły jeszcze do laserowego labiryntu złożonego z dwóch pięter, którego przejście można było obserwować na ekranie na zewnątrz.

W Yunosti jest też obowiązkowy diabelski młyn, taki z zamkniętymi wagonikami zwany tu zwyczajnie kołem widokowym. Takie samo koło znajduje się w Zielonogradsku na plaży, gdzie byliśmy dzień wcześniej. A samych parków rozrywki jest w Kaliningradzie więcej. Jeśli wspomnieć tylko tych, gdzie chodzi się póki jest ciepło, to warto wymienić Lunapark przy Prospekcie Mira. W pobliżu znajduje się Teatr lalek, kilka innych teatrów, park gdzie odbywają się różne miejskie imprezy i festiwale oraz ogród zoologiczny.

W Parku Yunost większość atrakcji działa do godziny 21. Zostały nam więc dwie godziny na ucztowanie, gdyż Papasha czynny jest do 23, a więc dłużej niż inne lokale.

Niedaleko od parku jest kolejna lokalizacja sieci Papasha Beppe. Tym razem każdy wziął sobie pizzę jaką lubi, a gospodarze lokalu zaskoczyli Nadię czekoladowym torcikiem free i laurką z odręcznie narysowanym kotem pod muchomorem i życzeniami.

Roboczy piątek

Piątek był roboczy, więc każdy robił swoje, a dziewczyny zwolnione z edukacyjnych obowiązków siedziały cały dzień w swoich grach. Wieczorem – pizza sieci bikini-pizza, która zaczyna otwierać się dopiero w Kaliningradzie i trzecią lokalizację właśnie otworzyła u nas w Hołmogorowce.

Sobota była imprezowa, przyszli do nas nasi mali sąsiedzi. Nie obeszło się oczywiście bez wizyty kotów, których aktualnie jest 3 – tłusty Strelok, jego dziewczyna Murka, umaszczona jak kot syjamski z obłędnie błękitnymi oczami oraz ich wspólny maluch, którego nazwaliśmy Marcin…  ops, potem zaktualizowaliśmy imię i od jakiegoś czasu jest to Rysiek.  Rysiek jest maści zwykłego pręgowanego kota, ale oczy ma po mamie, co robi z niego czarującą kocią mieszaninę. Aktualnie dorosły już kot, choć dziki jak mama, to jednak ostatnio pozwala się pogłaskać.

Urodzinowe party

Na urodzinowe party wzięliśmy w kaliningradzkiej sieci Tortino torcik Olimpia, czyli bezowy, który okazał się fenomenalny oraz sushi od Merlina i pizzę od naszej bikini-pizza. Dzieci omawiały fascynujące tematy relacji szkolnych, a my z sąsiadką degustowaliśmy polską żubrówkę.

Niedziela znowu nas poprowadziła do Parku Yunost, gdzie wszyscy tym razem zasiedliśmy w gokarty i na 10 minut zapomnieliśmy o bieżących sprawach.

Dziewczyny jeszcze weszły karuzelę Hully-hully. W parku znajduje się wiele gastronomicznych punktów z ogródkami kawowymi, automaty z jonizowaną wodą mineralną oraz dwie spore kawiarnie kryte na okazję gdy robi się zimny wieczór. Ale wszystko było zajęte, a my już nie czekaliśmy na miejscówki kulinarne i wróciliśmy do domu.

Po powrocie do domu Maja ogłosiła oficjalne zakończenie imprezy, ale zaraz sobie przypomnieliśmy, że w lodówce czekają na nas jeszcze pyszne smakołyki – między innymi przepyszna Mai szarlotka. Zakończenie więc nieco przesunęło się w czasie.

Ale w poniedziałek były już zwyczajne lekcje on-line i każdy zgłębiał swój materiał z podręcznika.

Subskrybuj mój kanał – polsko-rosyjska rodzina wita Cię w Kaliningradzie!

Artykuły powiązane