Epopeja goańska w skrócie, czyli spotkanie Wschodu z Zachodem
Powyższa fotka pochodzi z Canacona, regionu w południowej części stanu Goa.
Tam właśnie ustanowili swą bazę wypadową portugalscy misjonarze, którzy – począwszy od pierwszej wyprawy Vasco da Gamy w XV wieku – umyślili sobie przejąć monopol na handel skarbami Wschodu z Europą.
W programach edukacyjnych ministerstw oświaty nie wspomina się zbyt głośno o tym, że inspiracją dla rozwoju krajów europejskich, poszukiwań i odkryć naukowych stały się pogłoski o osiągnięciach kultury krajów arabskich, Chin i Indii.
W wyniku odkryć geograficznych dla Europy dokonanych głównie przez mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego w latach około 1300 – 1500 średniowieczny Zachód dowiedział się, że w tych innych krajach innowiercy mają niejednokrotnie lepsze narzędzia, lepsze metody naukowe, więcej dostatku, a być może są nawet bardziej cywilizowani… cokolwiek miałoby to znaczyć.
Stanowiło to bolesny kopniak dla średniowiecznej Europy upokorzonej swoją niską pozycją na forum światowej kultury. Muzułmanie stanowili wówczas jedyne źródło pozyskania jakże upragnionych w ówczesnej Europie „korzeni”, do których, prócz imbiru zaliczano cynamon, pieprz czarny, gałkę muszkatołową, drzewo sandałowe. Stawiali więc swoje ceny i dyktowali warunki. Bardzo nie pasowało to dumnym chrześcijańskim królom i książętom, którzy uważali się za jedynych słusznych w religijnej walce „o rację”.
Krzyżowcy więc mieli bardzo podstawową – bo materialną – motywację, by w imię Przenajświętszej Maryi Panny wieść ludzi na wojnę i niszczyć dorobek obcej – a więc przecież diabelskiej – kultury. Jeżeli poczytać sobie kroniki żeglarskie z okresu odkryć geograficznych, zobaczymy inny, jakże różny od zachodniego obraz stosunków handlowych. „Przez całe wieki handel na Oceanie indyjskim z rzadka tylko zakłócały konflikty zbrojne, dlatego na wodach tych nie istniała tradycja prowadzenia wojen.” Handel przebiegał pomyślnie, muzułmanie mieli w Indiach swoje składy handlowe i kontakty. Kalikat, główny port handlowy w ówczesnych Indiach znany był z tego, że kupcy mogli być całkowicie pewni bezpieczeństwa swoich dóbr.
Pewien perski historyk tamtej epoki, Abd-ar-Razzagh Samarkandi tak pisał o tym południowoindyjskim porcie: „Kupcy z odległych portów pokładają takie zaufanie w bezpieczeństwie i sprawiedliwości panujących w Kalikacie (Calicut), iż wysyłają swoje cenne ładunki, nie troszcząc się nawet o ich przeliczenie.”
Krążyło w tamtym świecie i tamtym czasie kilka historii opowiadających o legendarnej uczciwości władców Kalikatu. Jedna z nich mówi o pewnym zamożnym kupcu arabskim, którego statek przepływający wzdłuż Wybrzeża Malabarskiego zaczął tonąć pod wpływem ciężaru przewożonego do Mekki złota. Zawinął więc do portu Kalikatu, gdzie wybudował piwnicę i wypełnił ją swymi skarbami. Po pewnym czasie wrócił i zastał swoje dobra w nienaruszonym stanie. Zaproponował władcy przyjęcie połowy tych kosztowności, lecz ten odmówił. Od tamtej pory ów kupiec prowadził swoje interesy tylko w Kalikacie. Taka jest więc historia powstania wielkiego bazaru w tym mieście, współcześnie zwanym Kozhikode lub Calicut.
Inna znowu legenda mówi o kupcu arabskim, który pozostawił władcy na przechowanie skrzynkę pikli. Monarcha otworzył skrzynię i ujrzawszy złoto zamiast smakowitych pikli, rozkazał dogonić odpływający statek Araba by oznajmić mu o jego pomyłce.
Zgodnie z zapisami kronikarza na pierwszym statku, którym Vasco da Gama przypłynął do Indii, „…tubylcy odznaczali się życzliwym usposobieniem i łagodnym charakterem.”
Dzięki tak pomyślnie utrzymywanym stosunkom handlowym z muzułmanami ówczesny władca Kalikatu, Samutiri Tirumulpad, bardzo bogaty, a swoje dochody czerpał z cła nakładanego na handlowców – ściśle zgodnie z ustalonymi z góry regułami. Portugalczycy przybywszy ze świata ludzi zazdrośnie strzeżących swoich dóbr i nieustannie kalkulujących pozyskanie cudzych bogactw, a ubrani w łachmany po przebyciu setek tysięcy mil morskich wyglądali rzeczywiście żałośnie w świecie pogodnych Indusów. Nastawienie podejrzliwe wobec obecności muzułmanów na wybrzeżu czyniło ich jeszcze bardziej napiętymi. Nieustannie obawiali się prób oszukania ze strony ludzi, z którymi pragnęli się przecież zaprzyjaźnić i zawrzeć sojusz w celu nawiązania pomyślnych stosunków handlowych.
Raport portugalskiego kronikarza opisuje przebieg pierwszej wizyty da Gamy u władcy Kalikatu. Marynarze ujrzawszy ogromne ilości złota w pałacu Samudriego wymieniali ze sobą spostrzeżenia wnioskując, że z pewnością to właśnie tutaj trafia całe europejskie złoto w sztabach, płacone muzułmanom za dostarczane przez nich dobra Orientu, a następnie przetapiane jest na kunsztownie rzeźbione produkty codziennego użytku oraz biżuterię dla Samudriego i jego dworzan.
Kolejna zabawna sytuacja z tej wizyty dotyczy zwyczajów konsumpcyjnych. Przyniesiono w poczęstunku dla towarzyszy da Gamy owoc jackfruit (chlebowca), który na południu Indii rośnie bardzo duży i bardzo aromatyczny. Cudzoziemcy nigdy wcześniej nie widzieli takiej rośliny i przyglądali się jej jak speszone dzieci. Następnie wręczono jednemu z nich złoty dzban z wodą pokazując, że powinien się on z niego napić, bez dotykania brzegu wargami i przekazać swoim towarzyszom. W Indiach w taki sposób pije się wodę od tysiącleci. Niektórzy z gości wylewali wodę na siebie i dookoła nie trafiając do ust, inni zaś wlewali ją prosto do gardła krztusząc się. W ten sposób dumni Europejczycy roszczący sobie prawo do noszenia statusu ucywilizowanych stanęli twarzą w twarz ze światem, którego nie rozumieli, a której ludzie życzliwie czekali na pomyślny rozwój sytuacji i pozytywne nastawienie chrześcijan tak niezbędne dla prowadzenia pomyślnych stosunków handlowych.
Zagłębiając się w fabułę powstałą z kronik marynarzy, po zakończeniu wizyty u władcy spadł ulewny deszcz. Da Gama jako poseł był w drodze na przeznaczoną dla gości kwaterę niesiony w lektyce, jednak jego towarzysze musieli brodzić w błocie. Przewodnik więc zorganizował konie, dla ułatwienia podróży. Okazało się jednak, że gospodarze tego kraju nie znają siodła. Vasco da Gama odmówił jednak jazdy wierzchem, gdyż z godnością posła nie licowało ześlizgnięcie się z końskiego grzbietu w błoto. W taki sposób ceremonia powitania królewskiego posła zmieniła się w farsę.
Dalej kronikarz opisuje konsternację w jaką popadł portugalski poseł, gdy doszło do zaprezentowania podarków dla Samudriego. Żaden prezent nie mógł zostać przedstawiony władcy bez wcześniejszych oględzin u regionalnego zarządcy miasta, tak więc poproszono go o konsultację. Podarki od Vasco da Gamy dla Samudriego obejmowały następujące przedmioty: skrzynia cukru, 2 beczki oliwy, 2 baryłki miodu, ozdoby z mosiądzu, koral, kapelusze, szkarłatne kaptury i pasiasta materia. Na widok tych prezentów rządca i jego ziomkowie wybuchnęli pełnym niedowierzania śmiechem, po czym oznajmili nieszczęsnemu da Gamie, że nie są to rzeczy, jakie składa się w darze wielkiemu i bogatemu władcy. Nawet najbiedniejsi kupcy arabscy przynoszą wartościowsze rzeczy. Tylko złoto jest odpowiednim darem. Da Gama musiał zachować kamienną twarz, jednak łatwo zrozumieć jak bardzo ucierpiała jego duma jako posła z dalekiego i bogatego kraju…
Czytając relacje z wypraw Vasco da Gamy kibicowałam mieszkańcom ziem odwiedzanych przez dzikich Europejczyków, nie głównym bohaterom epopei. Śledziłam moment kotwicowania wyprawy portugalskiej w kolejnych portach, zastanawiając się ile znowu ofiar znajdzie się po stronie szczęśliwie tam żyjących „pogańskich” ludzi. Dlaczego? Z powodu zachłanności Europejczyków oraz ich „prewencyjnej” podejrzliwości wobec gospodarzy.
Osoba Vasco da Gamy zasługuje oczywiście na istotną wzmiankę w zarysie historii odkryć jako ktoś, kto dla sukcesu portugalskiej korony odniósł wielkie zasługi, głównie ze względu na swoją postawę przywódcy niezłomnie zmierzającego do realizacji zamierzonego celu, o krystalicznej uczciwości wobec projektu. Takiej samej uczciwości i posłuszeństwa wymagał on od podwładnych i bez skrupułów wyciągał najwyższe sankcje osiągając tym swój cel. Ten człowiek tak wielkiego hartu ducha, który jako pierwszy w swej epoce – skądinąd jakże krótkiej i nieistotnej w całej skali historii ziemskich odkryć geograficznych i naukowych – opłynął Afrykę i dotarł do Indii, zmarł w wigilię Bożego Narodzenia 1524 roku po kilkutygodniowej chorobie. Dokuczały mu „niewiadomego pochodzenia ostre bóle, a na karku wystąpiły twarde wrzody”, sięgające swym korzeniem do rdzenia kręgowego.
» Koniec krótkiej epoki europocentrycznej
Do połowy XVI wieku miasto Goa przekształciło się w duży ośrodek kolonialny, zyskując miano Rzymu Wschodu. Za okazałą fasadą instytucji religijnych i rządowych, obejmujących kościoły, katedrę, kolegia, klasztory i pałac gubernatora, których budynki stanowiły przykład architektury renesansu i wczesnego baroku – ukrywały się skupiska barów, burdeli i melin. Po ulicach włóczyły się żądne rozrywki bandy żołnierzy, a samozwańcza arystokracja portugalska, złożona z przybyłych z Portugalii rzezimieszków, którzy nie mieli perspektyw w ojczyźnie sprawowała rządy za pomocą miecza.
Ponieważ obecność kobiet na statkach floty da Gamy i jego następców była surowo karana, do Indii przemknęło się tylko kilka rdzennych Portugalek. Tak więc społeczność katolicka, powstała w ciągu kilku stuleci od portugalskiej inwazji to potomkowie portugalskich marynarzy i rdzennych kobiet goańskich, głównie pochodzenia bramińskiego, które wobec polityki przemocy najeźdźców nie miały innej możliwości zapewnienia swojej rodzinie bezpieczeństwa i względnie dostatniego życia.
W imię pierwotnej idei najeźdźcy pozyskania nowych ziem dla papieskiej władzy ustanowiono na Goa wkrótce instytucję inkwizycji. Była ona jednak wyjątkowo nieskuteczna. Obsesyjne pilnowanie doktrynalnej czystości nie sprzyjało nawracaniu ludzi należących do radykalnie odmiennej religijnej tradycji. Misjonarze, którzy próbowali zrozumieć rdzenne tradycje religijne i na ich gruncie zaszczepić nową wiarę byli również prześladowani przez instytucje inkwizycji zaniepokojone sukcesami odnoszonymi przez konkurencyjny ruch chrześcijański.
Francuski podróżnik z tego okresu i kronikarz obecny w tamtym regionie, Jean Mocquet o skuteczności portugalskiej misji pisał następująco: „W Indiach przekonałem się, że rozpusta, ambicja, chciwość i skąpstwo Portugalczyków to najważniejsze powody, dla których Indusi tak łatwo nie przyjmują chrześcijaństwa.”
Historia Vasco da Gamy i jego ziomków oraz obraz postawy nieszczęsnych Portugalczyków przybywających do bogatych krajów stanowi klasyczny przykład źródła kompleksu Wschód-Zachód. Współczesny obraz wschodnich cywilizacji jako „zacofanych”, „ubogich”, zwanych zbiorczo z innymi regionami „krajami trzeciego świata” uważam za swego rodzaju „odwet” brany przez świadomość zbiorową w kręgach piewców zachodniego stylu życia.
Zaprezentowane na zdjęciu pozostałości po brutalnej eksploracji tutejszych ziem są murami z późniejszych okresów „rozwoju portugalskiej cywilizacji” na Wschodzie. W kolejnych dziesięcioleciach, po wyczynach Vasco da Gamy Portugalczycy założyli bazy wypadowe na Goa. W podobny jak wcześniej sposób zagarnęli władzę na dalszych ziemiach, w regionie Cejlonu i Azji Południowo-Wschodniej, gdzie dotąd nie spotykano się z dzikością, jaką zaoferowali europejscy goście.
» Tu przeczytaj historię pewnego fortu goańskiego, gdzie byliśmy.
» Goa – pozostałości kultury antycznej.
Dzisiaj miasto Goa, stara stolica portugalskiego imperium jest wymarłym miejscem. Nie pozostał żaden ślad po pałacach, dworkach, magazynach i przytułkach. W XIX wieku to rozległe miasto zostało zrównane z ziemią, a pozostało tylko kilka ruin kościołów, które mogą opowiadać o wygórowanych ambicjach kolonizatorów.
Subskrybuj mój kanał youtube – filmy poniżej.
Nasza wizyta w starym forcie portugalskim