Strach i panika największym wrogiem
Niniejszy post piszę kontemplując bieżącą sytuację, w której znajdujemy się obecnie.
Wiele dalibyśmy za to, by wiedzieć co będzie dalej.
Wkroczyliśmy w trzecią światową. Jak to się potoczy, nikt nie wie. Prognozy polityczne, ekonomiczne i społeczne przedstawiają najróżniejsze scenariusze. Kilku globalistycznych potentatów dzierżących światowe fundusze w swojej kieszeni ma złudzenie, że sprawy toczą się zgodnie z ich planem.
Ale nieustannie wisi nad nami zagrożenie totalnej bądź częściowej zagłady, którego przyczynkiem jest to, że niektórzy światowi przywódcy nie są skłonni iść na polityczno-ekonomiczne ustalenia z globalistami… tak pokrótce, bez wnikania w aktualne układy.
A nam zwykłym zjadaczom chleba po prostu nie chce się patrzeć na przedwczesną śmierć naszych bliskich, czy rezygnować z tych przyjemności, jakie daje ZWYCZAJNE ŻYCIE.
Są oczywiście i tacy, którzy będą pilnować i żałować przede wszystkim swoich zasobów, takich jak telewizor plazmowy, turbotermomikser kuchenny, dom z basenem i bryka 4×4… Oni będą cierpieć bardzo, jeszcze zanim nastanie realna groźba zagrożenia życia. No trudno: cena bycia „cywilizowanym”.
Tak więc jednym z zapowiadanych zagrożeń jest broń biologiczna.
I tu należy po pierwsze zachować spokój. Na szczęście całkiem niedawno mieliśmy dwuletni okres przystosowawczy do tej sytuacji. Większość z nas przekonała się wówczas, że z tymi epidemiami to nie zawsze jest tak strasznie, jak nas straszą.
Tak, wielu uległo mitowi popartemu medialną promocją tzw. covida. Wielu odeszło, rzekomo za sprawą straszliwej infekcji. I wielu tych, którzy zostali nadal wierzy w zagrożenie niesione przez tajemniczego wirusa, a teraz ma podobno być kolejny, a więc… Bójmy się!
I wielu obywateli posłusznie boi się, chociaż sam Bill, inwestor wakcynacyjnej akcji przyznał w końcu, że sprawa była bezcelowa, a sam nasz polski Minister Zdrowia we własnej osobie dziwnie łatwo pogodził się już z faktem, że paszporty covidowe nie są akceptowalne w polskim społeczeństwie.
Zarzuty o posiadanie broni biologicznej przerzucane są pomiędzy dyplomatami w charakterze wzajemnych pretensji. Jednak proszę – zrelaksujmy się. Spokój to podstawowy komponent zachowania skutecznej odporności organizmu. Jak już zobaczyliśmy wcześniej, masowa histeria i strach może rzeczywiście przyczynić się do masowej śmierci. To – a nie jakiś wirus! – stanowi rzeczywiste zagrożenie dla społeczeństw.
I czy będzie to wąglik, czy kolejny wirus lub powszechna grzybica, ważne jest by pamiętać o higienie zdrowia i higienie umysłu.
A więc także profilaktyka: uważam że pomoże regularne stosowanie naturalnych produktów, czyli naturalnie występujących w przyrodzie, jak zioła i przyprawy – w miejsce ich przeróbek aptecznych, czy nie-daj-boże syntetycznych substytutów. Jak głosił Hipokrates, niechaj pożywienie będzie lekarstwem!
» Życie od korzenia: jak dbać o odporność… bez apteki
Kolejnym zagrożeniem jest broń chemiczna. Tu nie mam wiele do powiedzenia. Te substancje działają na organizm bardzo intensywnie i żadne nauki medyczne nie przewidziały tak ohydnego zastosowania przemysłu chemicznego – jednego ze wspaniałych osiągnięć współczesnej cywilizacji – jakim jest masowe ludobójstwo.
Ciała ludzkie będą cierpieć i – zależnie od zastosowanych substancji – albo umrzemy szybko i boleśnie, albo długo i boleśnie.
Stopień pogrążenia w piekle cierpienia zawsze jednak zależy od nas samych.
Jeżeli potrafimy przyjąć założenie, że nasze ciało stanowi wspaniałe skuteczne narzędzie do eksplorowania świata, którego i tak – wcześniej czy później – musimy się pozbyć, co wydaje się jasne, oczywiste i do zaakceptowania, jeżeli mamy jakieś własne „duchowe zaplecze”.
» Bo jak mogę przestać być, jeśli jestem
Może wydawać się wielką brawurą, lub może nawet bluźnierstwem pisanie o takich sprawach w podobny sposób, ale… podjęcie tematu tabu jest pierwszym krokiem do zniesienia tego tabu.
A zniesienie tabu jest krokiem do rozwiązania problemu.
I naszym „ulubionym” na zachodzie tabu jest Śmierć.
No i jeszcze mamy czerwony guzik oraz zagrożenia związane z wykorzystaniem przemysłowym energii jądrowej.
To, co nazywam „duchowym zapleczem” to świadomość możliwości dysponowania zasobami umysłu, albo świadomość bycia błogosławionym, wybranym, czy cokolwiek innego, co może dać człowiekowi radość przejścia w inny wymiar.
Godnie umierać – znaczy umierać nie będąc pod kontrolą strachu.
Stanowi to w naszym świecie jakiś kompletny absurd, rzecz niemożliwą i niewykonalną, ponieważ żyjemy w świecie boga zwanego Nauką, a wg niego po śmierci przestajemy istnieć.
Zgodnie z danymi naukowymi w chwili wybuchu bomby termojądrowej wszystko, co znajduje się w danej chwili w promieniu kilku kilometrów wyparowuje w jednej chwili, także ciała żywych istot. Ten obraz przypomniał mi mity o starożytnych mistrzach medytacji, którzy odchodząc w Parinirwanę rozpuszczają swe ciała w powietrzu pozostawiając tylko włosy i paznokcie.
Ale to byli mistrzowie znajdujący się w stanie medytacji. Dane naukowe mówią, że proces spłonięcia w promieniu eksplozji to spalenie się żywcem.
Brzmi przerażająco. Ale trwa krótko. Nasze zmysły więc przez jedynie ułamek sekundy może doświadczają tego stanu. Czym jednak są nasze zmysły i odbierane przez nich bodźce?
To, co rzeczywiście czujemy przez nasze zmysły nie jest tym, co rzeczywiście do nas dociera, gdyż – jak wiadomo – każdy człowiek może mieć odrębny odbiór danego bodźca.
Od czego więc zależą nasze wrażenia?
One zależą od naszego wyboru – bardziej, bądź mniej świadomego.
Świadectwa śmierci klinicznej i powrotu do życia niesione przez niektórych powracających mówią o tamtym świecie, intensywności wrażeń i często o tym, że człowiek odszedłszy od ciała nie zdaje sobie sprawy ze swojego nowego stanu.
Myśląc więc, że jest nadal w posiadaniu narzędzia jakim jest jego dotychczasowe ludzkie ciało i czując się z nim silnie związanym będzie najprawdopodobniej doświadczał przedłużonych wrażeń straszliwego bólu i strachu związanego ze spalaniem żywego ciała. Wyobraźnia działa wówczas na naszą niekorzyść i buduje wokół nas straszliwe piekło cierpienia.
Nie jestem kimś, kto miał możliwość doświadczenia stanu świadomości w takiej sytuacji. Rozumiem jednak – i chciałabym podkreślić dla mnie samej oraz odwiedzających mój blog – jak ważne jest, by ogarnąć wagę takiego doświadczenia. Ponieważ szesnastowieczna spuścizna nihilistyczna, jaką jest PseudoNauka nie niesie nam na tę okazję żadnej szczęśliwej porady.
Wiele jest rdzennych tradycji, które bez tabu mówią i uczą ludzi jak zachować się w momencie śmierci i jak można się do tego momentu przygotować.
Nie jest powiedziane oczywiście, że przeczytawszy dwie czy trzy książki lub jeżeli udało się ci otrzymać od jakiegoś przesławnego lamy ten czy inny przekaz nie obesrasz się ze strachu w momencie eksplozji samolotu, wybuchu bomby czy chociażby skoku na bungee… Ale wiedza o takich możliwościach daje pewną perspektywę.
Rdzenni mieszkańcy Kathmandu na przykład mają osobistego strażnika, zwanego Bhairavą – na zdjęciu powyżej, który – według wierzeń – strzeże ich umysłów przed popadaniem w stany prowadzące do tak niskich światów jak piekła. Bo zgodnie z wierzeniami w regionach Azji takich światów – niższych i wyższych – może być wiele. W zachodnim ujęciu – powiedzmy tak: psychologicznym – Bhairav służy Nepalczykom do tego, by kształtować i pielęgnować nawyk podtrzymywania właściwych i pożytecznych dla duszy obrazów w umyśle.
Moje ulubione przekazy nauk z tego zakresu to m.in. szamańskie nauki Indian Yaqui, o których pisał Carlos Castaneda, tradycja chod tybetańskiego systemu bon, spokojne i rzeczowe sziwaickie nauki Sadhguru. Dla mojej Babci był to katolicki kult Maryi i na ile rozumiem, ona również odeszła w pokoju.
W kontekście światowej sytuacji polityczno-społecznej rekomenduję we własnym interesie zainteresować się wybranymi tradycjami duchowymi tym, którzy do tej pory jeszcze po nie nie sięgnęli.