Sukcesy ogrodnicze 2023: nawożenie naturalne
W zeszłym roku założyłam ogród efektem nagłej decyzji: ot, ogrodzony teren stał odłogiem, to się posiało coś… a więc tak dość niespodziewanie.
W tym roku natomiast – wprawdzie dość późno, ale jednak – zaczęłam interesować się kondycją naszej ziemi, która wedle sąsiedzkiej informacji była uboga w składniki. Od sąsiadki wzięłam obornik, który wyłożyłam w marcu, a więc dość późno.
» Sprzedają obornik na Mazurach
Umiejscowienie poszczególnych warzyw zaplanowałam zgodnie z założeniami koncepcji allelopatii.
Nie jestem ekspertem w stosowaniu różnorakich metod i znajomości wszelkiej maści teorii.
Z drugiej strony wydaje mi się od początku rzeczą oczywistą, że rośliny wpływają na siebie nawzajem, tak jak i na inne gatunki biologicznego życia, a więc to z kim żyjesz obok nie jest obojętne dla tego jak wzrastasz… i ludzie nadali temu zjawisku już jakąś nazwę.
A więc sałatę umieściłam w rzędzie obok truskawek posadzonych w zeszłym roku. Między nimi powtykałam w ziemię sadzonki tymianku oraz ząbki czosnku, które wypuściły całkiem smaczne liście. Ta czwórka lubi swoje towarzystwo.
Truskawki były przesłodkie, a sałata rozrosła się jak szalona.
» Czy wiecie, że w Nepalu używają dwóch rodzajów szczypiorku: cebulowego oraz czosnkowego
Ogórki posadziłam w tym roku pod płotem w drugim rzędzie obok słoneczników. Bo ogórek i cukinia lubią się ze słonecznikiem.
Pomidor zajął u mnie całą długość ogrodu i jeszcze dwie niewielkie grządki. Było jego pięć odmian: brutus, gigant i black prince oraz dwie koktajlówki: garten perle i malinowy kapturek.
Do towarzystwa pomidorkom posadziłam głównie zioła: tymianek, oregano i majeranek, pamiętając przy tym, że tymianek i majeranek obok siebie nie lubią siedzieć. Aromat mają oba intensywny, ale podobno wcale nie z tego powodu, ale dlatego, że tymianek bardzo mocno się rozrasta – rzeczywiście! podejrzewam, że w przyszłym roku będą tam krzaki tymianku 😉 …mniam… – drugi z nich jest zaś dość delikatny.
Oprócz tego posadziłam między nimi seler, a koktajlówki umieściłam tam, gdzie wyrosła zeszłoroczna pietruszka. Koperek natomiast podobno się z pomidorem nie lubi, i rzeczywiście – wyrósł gdzieniegdzie obok pomidorów, ale gdy te zaczęły owocować, usechł i zniknął.
Pietruszka i seler pełniły swoje przyjacielskie funkcje także na grządce cukinii. Tutaj wyraźnie było widać ich świetną współpracę: cukinie dorodne, liście selera zielonieńkie i soczyste.
Pomiędzy pomidorami dobrze czuły się również małe krzaczki fasolek karłowych. Nie udały się zbytnio strąki chińskiej fasoli, tzw. w Polsce wspięgi, której uprawy pamiętam z ogrodu Buddha Garden brytyjskiej dziewczyny imieniem Priya w Auroville w Indiach. I może wcale nie przez sympatie i antypatie, a po prostu dlatego, że mimo upałów było jej w naszym kraju za zimno.
» W Buddha Garden, Auroville, Tamil Nadu, Indie
W zaułku, który miał być początkowo grządką korzeniowych też znalazło się kilka pomidorów. Marchewka, pietruszka kazały na siebie długo czekać. W międzyczasie więc wysadziłam tam mieszankę pomidorowych odmian. Marchewka w końcu wzeszła i we wrześniu wykopałam ładne korzenie zebrawszy jednocześnie ostatnie pomidory.
Niemal wszyscy moi warzywni podopieczni wspierani byli przez sąsiedztwo tzw. roślin fitosanitarnych, którymi są aksamitka i nagietek.
Niektórzy pytają może po co sadzić obok siebie kwiaty i owoce razem. Otóż pięknie wyglądający ogród dla fascynacji gości i zazdrości sąsiadów to nie jest wcale jedyna funkcja kwiatowych kobierców. Aksamitka i nagietek to strażnicy ogrodu pilnujący, by żaden z gatunków inwazyjnych typu n.p. bielinek kapustnik czy nicienie nie rozlazł się po naszej plantacji.
Tak więc obornik to część pierwsza mojej ogrodniczej polityki, allelopatia to część druga. Trzecią częścią było efektywne nawożenie. I oczywiście nie produktami zakupionymi w sklepach.
Każda sadzonka pomidora, a także papryki i cukinii dostały pod korzeń po kawałku skórki banana i skorupki jajka, albo chociaż wody z popłuczynami tychże, gdy już zabrakło „błogosławiennej sałatki” w szale sadzenia.
Kontrolnie miałam też grządkę pomidorów – były tam też dwie cukinie – które nie dostały skorupek i skórek pod korzeń. Podlewane były jednakowo. Przetrwało ich wyraźnie miej: do owocowania dożyło 15 na 30 posadzonych roślin, z czego zaowocowało około 10 – każda miała ledwie od 1 do 4 owoców.
Posadzone pomidory solidnie podlałam, a potem… zostawiłam na 10 dni odłogiem. Celowo zapomniałam o moich wspaniałych podopiecznych hodowanych od sadzonki na parapetach, a potem na strychu.
A to po to, by dobrze ukorzeniły się.
Z posadzeniem ostatniej sadzonki rozpoczęliśmy sezon wyjazdów w związku z kolejnym etapem naszej życiowej podróży. Tym samym rośliny miewały okresy gdy liczyły wyłącznie na chłód nocy i poranną rosę, a czasem sporadyczne deszczyki. Bo taki był na Mazurach lipiec w tym roku.
Awaryjnie pozostawiłam w ogrodzie wiadra wody na długotrwałą suszę, które po straszliwych upałach ratowały moje usychające pomidory dzięki uprzejmej opiece sąsiadki podczas naszych ekspedycji.
Kilka razy w sezonie wegetatywnym podlałam wszystko – czyli pomidora, cukinię, ogórka i fasolkę – gnojówką z pokrzyw, t.j. takim preparatem przygotowanym z pokrzyw naciętych w moim ogrodzie (koniecznie przed ich kwitnieniem, czyli do końca czerwca). Pokrzywy trochę pociachałam, zalałam wodą i zostawiłam w ogrodzie na dwa tygodnie. Stać taki nektar musi z dala od ludzi z dwóch przyczyn: jest hodowlą komarów – chyba, że go przykryjesz – oraz także dlatego, że strasznie śmierdzi. Codziennie trzeba go mieszać, a wtedy śmierdzi jeszcze bardziej.
Tak więc podlewanie ogrodu gnojówką z pokrzyw (tylko nie warzywa korzeniowe!) robiłam co dwa tygodnie.
Co tydzień natomiast stosowałam podlewanie drożdżami.
Odżywcza nalewka z drożdży miała proporcje 100 g drożdży na 10 do 12 litrów wody, czyli to jest taka standardowa kostka, n.p. drożdże babuni z biedronki na wiadro wody.
Kostkę 100 g trzeba rozpuścić w niewielkiej ilości wody, a za godzinę tą wodę wymieszać z dziesięciolitrowym wiadrem wody. I podlewać – najlepiej wieczorem w miejsce standardowego podlewania.
Jeżeli zaś mamy suszę, jak było tego lata, podlewamy dwukrotnie. Szczególnie, gdy masz jak ja – grządki niezbyt płaskie, nieugładzone… siew wiosną poszedł bez precyzyjnych przygotowań, nie było komu rozbijać wielkich grud ziemi.
Pierwsze podlewanie jest po kilka kropel pod roślinę, żeby jedynie zmiękczyć ziemię aby była ona bardziej podatna na wsiąkanie. W przeciwnym razie woda spływa od razu po suchej ziemi siłą grawitacji w sobie znanym kierunku i roślinie nic się nie dostaje.
Potem drugie podlewanie – nazwijmy je właściwym – i jeśli chcesz drożdżami, to to jest właśnie ten moment, bo zmniejsza się prawdopodobieństwo, że cenny „nektar” ucieknie gdzieś, zamiast zasilić korzenie.
Takim oto zestawem metod – a bez udziału różnorakich preparatów biobójczych i dopingowych dla roślin – zapewniłam naszej rodzinie w sumie kilkadziesiąt kilo pomidorów, nieco cukinii i trochę zieleni.
» short: Jak naturalnie nawoziłam pomidory i paprykę
A tak było w zeszłym roku:
» Po raz pierwszy własny ogród i piękny plon ogórka
Tylko ogórki jakoś w tym roku się nie spisały: były małe i pękate, zapewne dzięki długotrwałym okresom suszy i ulewy.